18 sty 500zł na dziecko – kto uwierzył ten trąba
A tak na poważnie.
Pewnie wielu z Was uwierzyło, zagłosowało i teraz czeka na mannę z nieba. Już pomijając fakt wyborów politycznych, bo każdy ma prawo wyrażać swoje opinie i wybierać taką partię jaką mu się podoba, a ja absolutnie nie zamierzam tego negować, ponieważ uważam, że każdemu należy się szacunek, o czym wspominałam w jednym z wpisów a propos Francji.
Ale nie o tym, nie o tym. Bo nie o wybór partii tu chodzi, ale o łatwowierność polskich obywateli.
Chodzi o tę wielką obietnicę 500zł na każde dziecko, które teraz nie jest już każdym dzieckiem, ale drugim i kolejnym, no i teraz nie wiadomo czy obejmie wszystkich czy tylko najbiedniejszych. Uwaga i tu kolejne pytanie – kim według państwa jest najbiedniejszy? O tym zapewne przekonamy się wkrótce.
Można by rzecz, że skoro sama mam dziecko powinnam skakać pod sufit z radości na nadchodzącą zmianę. Dlaczego, więc tego nie robię?
Po pierwsze fajnie, że ktoś coś mi chce dać, ale należy pamiętać, że państwo nic nigdy nie daje ZA DARMO! Żeby komuś dać, trzeba od kogoś wziąć, więc logicznie dedukując możliwe, że dostanę to, co mi zabrano, czyli wyjdę w najlepszym wypadku na zero. O ile opodatkowanie supermarketów, banków, jak dla mnie jest ok – na chwilę obecną nie wierzę w to całe zakłamane gówno, które sprzedają mi media w Polsce, o tym jak to będzie źle jak dojdzie do takich reform, czasami jest to wiele hałasu o nic, a ja mówię pożyjemy, zobaczymy. O tyle nie uważam, że będzie tych pieniędzy na tyle dużo, aby starczyło dla każdej rodziny, posiadającej dzieci.
Po drugie uważam, że tworzenie koncepcji państwa opiekuńczego to utopia i wszystkie państwa, które w dużym stopniu wykazują takie cechy, prędzej czy później skazane są na porażkę. Zresztą wydaje mi się, że nie trzeba daleko szukać, wystarczy spojrzeć na kraje Europy Zachodniej, które zaczynają ciąć świadczenia socjalne.
Po trzecie, koncepcja rozdawnictwa to dawanie powodu do rozleniwiania się społeczeństwa i wspieranie w dużej mierze patologii.
Pomyślmy.
Jeżeli jest rodzina np. z trojgiem dzieci. Na każde dziecko dostanie 500zł, to daje nam 1500zł miesięcznie – więcej niż najniższa krajowa w Polsce. Do tego taka sobie rodzina mieszka w mieszkaniu socjalnym, no bo nie stać ją na kupno mieszkania albo zaciągnięcie kredytu. W związku z tym, że co miesiąc otrzymuje wpływy w wysokości 1500zł, może do tego ma jeszcze zapewnioną jakąś inną dodatkową pomoc, okaże się, że co najmniej jednemu z rodziców nie będzie opłacało się pracować. Po co, skoro za siedzenie w domu dostaje często więcej niż za pracę, którą musiałby wykonywać w wymiarze 40h tygodniowo. Poza tym można zrobić sobie jeszcze, powiedźmy, dwoje dzieci i miesięczne wpływy znowu będą wyższe. Co dla niektórych rozwiązanie rewelacyjne.
Jednak na dłuższą metę, nie przyniesie to korzyści nikomu. Dlaczego? Ponieważ więcej dzieci i tak w większości będzie się rodziło w rodzinach patologicznych bądź cwaniackich – czasami jedno można połączyć z drugim. Jeżeli celem jest, aby później ci młodzi ludzie pracowali na nasze emerytury może się ten plan nie udać. Głównie dlatego, że wzorce idące z góry nie będą nastawione na aktywność zawodową, a raczej na dojenie państwa i polskich obywateli. Te wzorce wychowają dzieci, które przejmą ich sposób na życie – nie będzie dotyczyło to wszystkich, ale na pewno wielu.
Już w tej chwili mamy w swym społeczeństwie leniwych darmozjadów, którzy mimo iż im się nie przelewa, dalej do pracy się nie wybierają. Aż strach pomyśleć co będzie jeśli ta rozleniwiona grupa społeczna dostanie co najmniej 500zł.
Co w takim razie można by zrobić?
Jeżeli już państwo chce dawać te 500zł na dziecko, może warto by dawać je rodzinom pracującym albo podnieść kwotę wolną od podatku? Może zamiast dawać w formie gotówkowej, warto dofinansowywać rodzicom pobyt dzieci w żłobkach i przedszkolach, gdy ich pociechy nie dostały się do placówek państwowych i musiały iść do prywatnych? Pewnie można by wymyślić jeszcze kilka innych opcji.
To, co wiem, to to, że koncepcja rozdawnictwa nie uzdrowi tego państwa. A jeżeli już mówimy o pomocy, to w pierwszej kolejności powinni ją otrzymać rodzice dzieci niepełnosprawnych oraz samotne matki, ale te rzeczywiście samotne.
Tak jak pisałam na początku, jeśli slogan wyborczy 500zł na dziecko zostanie wdrożony w życie to płakać nie będę, ale moja obawa o stan finansów publicznych i o cały projekt się nie zmniejszy.
Warto sobie zapamiętać: Nie ma nic za darmo.
Aga
Posted at 16:03h, 08 marzecO rany, powiedziała co wiedziała lalunia, co [słowo usunięty ze względu na niski poziom intelektualny] ledwo jedno dzieciątko ????. Mylisz się we wszystkim panienko co wypociłaś w wielkim umysłowym trudzie zapewne. I kij ci w oko. Takim jak ty po prostu żal dupę ściska, że nic nie dostaniecie, żadnego wsparcia. I dobrze. Egoistom wsparcie się nie należy, radźcie sobie sami. I nikt z rządu NIGDY nie mówił, że wsparcie dostanie każde dziecko bez względu na dochód i wszystko inne. Tylko takie [usunięte jak powyżej:)] jak ty w tym kraju nie rozumieją tego co się do Was mówi, a rozumują w swój wypaczony sposób. Żenujący jesteście i tyle.
magda
Posted at 17:23h, 08 marzecTak dla niewiedzących przypominam, że na moim blogu nie publikuję słów, obrażających innych. W końcu mój tekst poruszył jakiegoś zaściankowca. Bardzo się cieszę. Posuwam się do przodu, bo mam pierwszego hejtera. Oczywiście nieskromnie dodam, że jestem bardzo inteligentna, a przy pisaniu się nie pocę. 😀 Poziom empatii (proszę sprawdzić w słowniku, co oznacza to słówko) również wysoki. Zapraszam na kolejne wpisy, bo będzie ciekawie.
amelushka
Posted at 20:18h, 08 marzecJa się z Tobą zgodzę w 100%. Moim zdaniem, jest to rozwiązanie bardzo krótkowzroczne i przyniesie więcej szkód, niż korzyści. To my głównie na tym stracimy, bo budżet musi się zgadzać, a rząd z własnej kieszeni nie uzupełni dziury. Na samym początku, powinni pomyśleć o reformie służby zdrowia i edukacji, żebyśmy mogli zapewnić naszym dzieciom lepszą opiekę zdrowotną i lepsze wykształcenie.