Dlaczego nie boję się zmian w szkolnictwie? - Kuncio.pl
Blog parentingowo-lifestylowy
parenting, lifestyle
16305
single,single-post,postid-16305,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode-theme-ver-8.0,wpb-js-composer js-comp-ver-4.9.2,vc_responsive
Zmiany w szkolnictwie

19 paź Dlaczego nie boję się zmian w szkolnictwie?

Od kilku lat trwają nieustanne zmiany w szkolnictwie. Początkowo dotyczyły głównie okresu przejścia z przedszkola do szkoły. Obecnie zmianie uległ okres podstawówki i gimnazjum, likwidujący te ostatnie na rzecz ośmiu klas podstawówki. Jednym słowem nastąpił powrót do tego, co zostało zlikwidowane 20 lat temu.

To jest jeden rodzaj zmian, jednak jest jeszcze inny. A mianowicie ten odnoszący się do podstawy programowej. Bo okazuje się, że zmiany są również w tym czego uczą się dzieci.

Czytając jedną z gazet, w której wypowiadały się Panie z Instytutu Spraw Publicznych można wnioskować, że w polskim szkolnictwie nie dzieje się dobrze. Zostały przeanalizowane podręczniki z kilku przedmiotów jak wychowanie do życia w rodzinie, wiedzy o społeczeństwie, etyki i edukacji wczesnoszkolnej oraz języka polskiego dla klasy czwartej.

Czy mamy się czego obawiać?

I tak i nie. Bo wszystko zależy od tego jaką wiedzę przekazujemy swoim dzieciom.

W szkole usłyszą o wychowaniu religijnym, o wychowaniu w miłości i wychowaniu patriotycznym. I nie byłoby w tym nic złego jeśli miłość nie oznaczałaby tylko życia w małżeństwie, a wychowanie religijne tylko instrukcji jak należy czcić wolną niedzielę.

Tak więc dzieci dowiedzą się, że małżeństwo jest gwarantem szczęśliwego życia. Żaden inny model rodziny nie jest poruszany. W książkach sporadycznie porusza się kwestie niepełnosprawności, rozwodów, nie wspominając o ciele i relacjach, które zostają sprowadzone do kwestii biologicznych i polegających tylko na prokreacji. Mówiąc jednym zdaniem mamy żyć w związkach małżeńskich i się rozmnażać i to jest pełnia szczęścia. Może i bardzo to spłaszczyłam, ale po przeczytaniu artykułu mam takie wrażenie.

Nie znajdziemy tu inności, bo w książkach do szkoły przedstawiony jest jeden punkt widzenia, który według osób tworzących te książki, wspólny dla całego społeczeństwa, a na pewno dla jego większej części.

Co w takim razie z dziećmi z rodzin rozbitych, w których rodzice się rozwiedli bądź w ogóle razem nigdy nie byli? Przecież odsetek ludzi po rozwodach stale rośnie. Zakładając, że w klasie mamy tylko dzieci z pełnych rodzin krzywdzimy te, które takich rodzin nie mają. Czy w ten sposób nie piętnujemy odmienności innej niż nasza? Czy w ten sposób nie pokazujemy, że jest to coś złego? A przede wszystkim wzmacniamy tabu. Tymczasem szkoła powinna łamać podziały, budować szacunek do drugiego człowieka, szanować to, że jego życie, rodzina i on sam jest inny niż ja, ale to nie oznacza, że gorszy.

Ten sam problem pojawia się w przypadku osób niepełnosprawnych, znajdujemy może dwa obrazki, na których pokazany jest chłopiec na wózku inwalidzkim. Czyżby nie za mało i dlaczego tylko tyle poświęcamy temu tematowi? Poza tym niepełnosprawność to nie tylko wózek, to o wiele więcej.

Dlaczego nie uwrażliwiamy dzieci na zrozumienie inności i na jej akceptację?

I dlaczego nie robi tego instytucja, która zajmuje się masową edukacją dzieci? Dlaczego nie robi tego szkoła?

Szczerze mówiąc nie wiem. Czy powodem jest całkowite zacofanie, czy przekonania, w których nie ma miejsca dla wszystkiego co inne? W sumie jakby nie patrzeć jedno wiąże się z drugim.

Mimo wszystko ja się nie boję! Nie boję się tego, czego będą uczyły się moje dzieci. Będzie mnie to wkurzało, ale postaram się sprostać sytuacji jaką stawia przede mną bycie rodzicem. Szkoła szkołą, jednak to ja mam do odegrania najważniejszą rolę w edukacji mojego potomstwa.

Powiem szczerze, że moje pierwsze uczucie gdy dowiedziałam się o zmianach, które w tym roku pojawiły się w szkole, to była niepewność. I również obawa, ale i delikatna ulga, że moja P. zetknie się edukacją szkolną dopiero za trzy lata.

Dlaczego teraz nie boję się zmian w szkolnictwie?

Pewnego dnia od osoby z mojego otoczenia usłyszałam:

Magda, to do końca nie jest ważne czego Twoje dziecko uczy się w szkole (oczywiście mówiąc o naukach w wymiarze społecznym). Najważniejsze jest to, czego Ty go uczysz, bo w gruncie rzeczy to patrząc na Ciebie, Twój światopogląd, dzieci budują swój własny. Wychowałem się w komunie, w której wmawiano nam wiele rzeczy, a przecież i tak mimo zakłamania w książkach wiedziałem jak jest. Wiedziałem to dzięki moim rodzicom i jeśli tylko będziesz chciała Twoje dzieci też poznają ten innych punkt widzenia. Musisz im tylko o nim powiedzieć.

I wtedy mnie olśniło, że w sumie tak jest. Że z jednej strony nie mam się czego bać, bo czym skórka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci. Faktycznie jest w tym jakaś mądrość i prawda. Faktycznie obawą napawa mnie to, co się dzieje, nie mogę powiedzieć, że nie. Jednak jestem spokojniejsza, bo wiem, że wiele zależy ode mnie. Że mam wpływ na wrażliwość moich dzieci, że mogę im pomóc ją zbudować. Tak naprawdę każdy może, bo wychowanie i postrzeganie świata w dużej mierze zaczyna się w domu.

Zaszczepiajmy w dzieciach wrażliwość, pokazujmy inność świata, jego wielowymiarowość. Uczmy ich szacunku do innych, pokazujmy i mówmy, że miłość to nie tylko małżeństwo, to drugi człowiek, to każda istota żyjąca obok nas. Bo kochać można na wiele sposobów. :) Pokazujmy piękno świata i tłumaczmy, aby zamiast niechęci i strachu kiełkowało w tych małych ludziach zrozumienie.

No Comments

Post A Comment