21 sty Żłobkowe dylematy
Z racji tego, że jestem mamą, która wybiega w przyszłość i zaczyna szukać rozwiązań z wyprzedzeniem, podobnie było w przypadku wyboru żłobka. Idąc na urlop macierzyński wiedziałam, że będę miała roczną przerwę, po której wrócę do pracy.
O żłobku zaczęłam myśleć już 3 miesiące po porodzie – tak, tak już wtedy zdawałam sobie sprawę, że muszę zapewnić mojej córeczce odpowiednią opiekę. Od razu uprzedzę dociekliwych, że „instytucja babci” w naszym przypadku nie wchodziła w grę – babcia mieszka zbyt daleko, a nawet jeśli byłaby na miejscu to nadal jest aktywną zawodowo kobietą. Ale do rzeczy. Tak naprawdę rozważałam dwie opcje – nianię bądź żłobek.
Ostatecznie wybór padł na żłobek. W naszym przypadku chodziło o 3-dniową opiekę nad naszą córką. W pierwszej kolejności zaczęłam sprawdzać, jakie żłobki znajdują się w mojej okolicy. Oprócz tego zapisałam Małą na listę oczekujących do żłobków państwowych, w których nadal jest na tej liście. Rekonesans rozpoczęłam od poszukania opinii wśród innych rodziców – znajomych, ale i tych spotkanych w przychodni.
Kryteria, którymi się kierowaliśmy:
- Lokalizacja – chcieliśmy, aby było w obrębie naszej dzielnicy.
- Elastyczne podejście – nie wszystkie żłobki godzą się, aby przyprowadzać dzieci tylko 2-3 dni w tygodniu.
- Ogólne warunki panujące w żłobku – ile Pań przypada na jedno dziecko, wygląd sal, jadłospis, wielkość placu zabaw.
- Obecność wykwalifikowanego personelu.
Gdy żłobek przeszedł wstępną selekcję udaliśmy się na rozmowę i oglądanie miejsca, w którym ma przebywać nasza córcia. Po rozmowie z Paniami i Dyrekcją podjęliśmy ostateczną decyzję. Po okresie adaptacji nasza Pola miała iść do żłobka. Jej przygoda i poznawanie nowego miejsca rozpocznie się już na początku lutego. Myślę, że ja będę bardziej to przeżywać niż ona.
No Comments