Lubię noszenie, więc jestem noszeniakiem i potrzebuję nosidła - Kuncio.pl
Blog parentingowo-lifestylowy
parenting, lifestyle
15597
single,single-post,postid-15597,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode-theme-ver-8.0,wpb-js-composer js-comp-ver-4.9.2,vc_responsive
Noszenie dzieci

06 lip Lubię noszenie, więc jestem noszeniakiem i potrzebuję nosidła

Jak sama nazwa mówi noszeniak to osobnik, którego trzeba nosić.

Współcześnie wiele matek obawia się tej potrzeby u dzieci, a raczej tego, że przez noszenie wyhodują u siebie małego tyrana, który jak raz się przyzwyczai to koniec. Będzie chciał tak cały czas.

Ja też się tego obawiałam. Nie chciałam być ludzkim wielbłądem, w końcu dziecko nie waży stale 4 kg, a cały czas rośnie i w ciągu roku podwaja, a nawet potraja swoją wagę. I już wtedy tak kolorowo nie jest. Poza tym oprócz opieki nad dzieckiem wykonuje się wiele innych czynności domowych, do tego dochodzą problemy zdrowotne, jak bóle kręgosłupa i inne tym podobne.

W tym momencie następuje konflikt interesów. Poza tym z jednej strony chce się jak najlepiej dla swojego malucha, a z drugiej nie chodzi o to, aby paść na twarz z wysiłku.

Co należy zrobić? Odpowiedź jest banalnie prosta.

Należy wsłuchać się w siebie i w to, co podpowiada instynkt. Bo genetycznie jesteśmy zaprogramowani na noszenie i po 2,5 roku posiadania dziecka już teraz wiem, że naprawdę tak jest.

I wiem również, że niepotrzebnie się tego bałam.

Że dziecka nie można rozpieścić noszeniem, jeśli tylko słucha się siebie. I nie chodzi o to, aby nosić je cały czas, a o to, aby odpowiadać na jego potrzeby. Bo jeżeli czujemy ból fizyczny, a nadal to dziecko nosimy nie oznacza to, że postępujemy dobrze, a jedynie świadczy o tym, że nie potrafimy w inny sposób sobie z dzieckiem poradzić. I nie tylko ja tak sądzę, ale także Dr Evelin Kirkilonis – etolożka, specjalizująca się w badaniach zagadnienia bliskości między dorosłymi a dziećmi.

To właśnie dotyk gra główną rolę w nawiązywaniu bliskości, więc ważne jest, abyśmy nie tylko nosili jeśli jest taka potrzeba, ale także bawili się i przytulali, może wykonywali masaż – ja taki robiłam co wieczór prawie przez rok i był to najlepszy moment Poli i chyba jej się podobał, bo przestawała płakać. :) Teraz już tego nie robię, bo jej się znudziło, aczkolwiek pytkę czasami nadstawi, szczególnie gdy pije mleko. 😉 W ten sposób dajemy dziecku jakiś substytut noszenia.

Niby to wszystko wiedziałam już wcześniej, ale jakoś obawiałam się tego noszenia. Obawiałam się i tak naprawdę nawet nie zauważyłam, że mimo wszystko czasami godzinami ja nosiłam, szczególnie, gdy miała zasnąć i przez dwie godziny nosiłam, uspokajałam, po czym odkładałam do łóżeczka niby już śpiącą i jak się przebudziła to dalej powtarzałam całą procedurę. Ja albo on, czyli mój mąż.

I co?

I nic. Świat się nie zawalił, a problemu z noszeniem później jakoś nie było. Teraz tak myślę, że faktycznie słuchałam siebie, ale tak bez przekonania. Mój instynkt się odzywał, ale czasami niepotrzebnie był hamowany przez zewnętrzne bodźce, które niekoniecznie działały dobrze.

Więc trzeba przyjąć fakt, że jesteśmy noszeniakami. Koniec i kropka. Na szczęście niektórzy producenci wychodzą naprzeciw tej potrzebie. Dzięki temu na rynku mamy chusty do noszenia dzieci takich marek jak: Mamuka, Lenny Lamb, a także specjalne nosidła m.in.: Bondolino, Tula.

Gdy wybieramy się w podróż, dłuższą wyprawę pieszą, chcemy poćwiczyć na świeżym powietrzu, czy po prostu porobić coś w domu i mieć przy sobie dziecko, chusta czy nosidło okażą się idealnym rozwiązaniem. Zresztą nie jesteśmy w tym wypadku prekursorkami, bo koczownicy i ludy pierwotne już tak robiły. Jesteśmy tak zaprogramowani i pewnie jeszcze przez wiele lat się to nie zmieni.

Oj naprawdę wiele błędów zrobiłam. Wielu rzeczy niepotrzebnie się obawiałam. Teraz to wiem i ta wiedza przyda mi się na przyszłość. 😉 Jestem już o 2,5 roku mądrzejsza. A do tego zaopatrzona w ergonomiczne nosidło. :)

9 Comments
  • Klaudyna Maciąg
    Posted at 06:47h, 07 lipiec Odpowiedz

    Nigdy nie miałam obaw tego typu, chociaż rzeczywiście sporo się od ludzi nasłuchałam. Przez pierwsze trzy miesiące córka usypiała tylko na wielkiej dmuchanej piłce (trzeba było trzymać ją w ramionach i się na niej bujać ;)). Oczywiście, wszyscy wokół demonizowali, że jesteśmy nienormalni, że cale życie będziemy bujać, że ją przyzwyczaimy i nie da nam żyć. Po trzech miesiącach przyszedł dzień, kiedy zaczęła zasypiać normalnie, bez histerii, a piłka z dnia na dzień przestała być potrzebna, Jak widać – da się :)

  • Asia - Matka w kratkę
    Posted at 06:58h, 07 lipiec Odpowiedz

    Przy ważącym ponad 12 kilogramów roczniaku odkryłam moją Manducę na nowo. Wcześniej leżała zakurzona w szafie – bo syn nie przepadał za nią, a waga pozwalała na noszenie go bez wsparcia akcesoriami. Ale 12 kg bardzo lubiące być na rączkach to co innego:) Manduca nas dosłownie ratuje. A przynajmniej moje plecy:) Szczególnie w trakcie wyjść, kiedy ryzyko zmęczenia i znudzenia wzrasta. Zawsze ją pakujemy!

  • Agata
    Posted at 07:09h, 07 lipiec Odpowiedz

    Ja mojego malucha też sporo nosiłam i sprawiało mi to wielką przyjemność. Kiedy osiągnął słuszną wagę, kupiłam Tulę i też się nosiliśmy. Ten etap się trochę skończył, gdy młody zaczął już sam chodzić, odrzucił Tulę, a noszenie było już rzadsze, ale przytulanie na szczęście lubi cały czas :)

  • Instrukcję Poproszę
    Posted at 08:04h, 07 lipiec Odpowiedz

    My też się nosimy już 15 miesięcy i ja wręcz boję się etapu gdy mały stwierdzi że samodzielnie chodzenie jest fajniejsze 😛

  • Dominik z Rodzinne Porachunki
    Posted at 18:51h, 07 lipiec Odpowiedz

    Jesteśmy z żoną fanami noszenia, ale na dwójce dzieci dorobiliśmy się całkiem odmiennych doświadczeń. Starszy syn uwielbiał noszenie i pamięatam do dziś długi spacery w nosidełku. Młodszy z kolei zawsze się wiercił, zmieniał położenie z lewej na prawą, albo na plecy a po pewnym czasie chciał być tylko na nogach. Kupione nosidełka sprzedaliśmy ostatnio prawie jak nowe :-)

  • Asia | amelushka
    Posted at 18:11h, 11 lipiec Odpowiedz

    Ja swoją córkę nosiłam od samego początku i nadal noszę, mimo iż bardzo często słyszałam rady: „nie noś, bo przyzwyczaisz”. Ja uwielbiam to robić, no może z małymi wyjątkami, kiedy sama jestem obładowana zakupami, a ona nagle chce na ręce. Ale wszystko się da dziecku wytłumaczyć. Dla mnie noszenie to rodzaj bliskości, którego nie chce się pozbawiać.

  • Agnieszka/Agumama
    Posted at 20:46h, 12 lipiec Odpowiedz

    Jestem mamą bliźniaków, więc u nas z tym noszeniem było ciut inaczej. Tylko do pewnej wagi dało się nosić na rękach obu chłopców. Wiem, są specjalne techniki chustowania dwójki, ale u mnie tylko jeden z chłopców tolerował chustę. Nosidełko Lenny Lamb kupiłam trochę zbyt późno więc nacieszyliśmy się nim krótko.
    Ale nauczyłam się reagować inaczej bo wyobraź sobie 2 pary wyciągniętych w górę rączek „Mamo, chcę na ręce” :)
    Znam przypadek dziecka nienoszonego „żeby się nie przyzwyczaił” które wręcz miało odkształconą główkę do ciągłego leżenia na wznak :(

    • magda
      Posted at 06:52h, 13 lipiec Odpowiedz

      Mogę sobie jedynie wyobrazić, że z dwójką nie jest łatwo. A pewnie jak jedno chce na ręce to od razu drugie także. :) Co do tego przyzwyczajania, to niestety wiele osób chce „pomagać” młodym matkom, ale czasami tylko przeszkadza, przekazując nieodpowiednie rady. Przez to kobiety czują się jeszcze bardziej zagubione i nie ufają sobie. O ile rady są cenne, to niestety trzeba za każdym razem robić ich selekcję, aby wybierać faktycznie te wartościowe. :)

  • Iza D
    Posted at 22:05h, 09 sierpień Odpowiedz

    Mojej, 4-letniej obecnie, Polki nie nosiłam, bo wtdy nie słyszałam nic o chustach czy nosidłach. Teraz, z Emilem, nastawiłam się na noszenie, już w ciąży kupiłam tęczową chustę, by łatwiej było mi wiązać, jak miał 2-3 miesiące poszliśmy na warsztaty- nie zaskoczyło, ani ja, ani Emil nie ieliśmy potrzeby noszenia- był grzecznym dzieckiem. Z myślą o wakacjach kupiłam kółkową i to był strzał w dziesiątkę- od razu ją polubiłam za prostotę i szybkość wiązania. Nosidło tez mamy, ale dopiero niedawno Mały zaczął siedzieć samodzielnie, więc się do niego przymierzamy na razie 😉

Post A Comment