17 maj Przedmajówkowy relaks, czyli gdzie nas wywiało
Pod koniec kwietnia zmieniliśmy na 6 dni otoczenie. Okazał się to strzał w dziesiątkę, bo każdy choć na chwilę musi od czasu do czasu zmienić jego zwyczajny dzień, w niezwykłą przygodę.
Nasz wyjazd był zupełnie spontaniczny. Nieskromnie powiem, że to dzięki mnie, bo jeśli chodzi o wyjazdy to ja lubię sobie pomarzyć, ale i zamieniać marzenia na rzeczywistość.
Wybraliśmy oddalone o około 600km od Londynu miasto – Accrington. Głównie ze względów rodzinnych – już kilka lat się wybieraliśmy, aż w końcu nadszedł czas na podjęcie konkretnych decyzji. Od gdybania i oglądania biletów lotniczych jeszcze nigdy nikt nigdzie nie poleciał.
No i polecieliśmy.
Obawialiśmy się lotu, ale jak to zwykle bywa strach ma wielkie oczy. Oprócz jednego ataku histerii na pokładzie obyło się bez większych ekscesów.
Wybraliśmy trasę Gdańsk – Leeds, ze względu na cenę biletów, która naprawdę była promocyjna. Za naszą trójkę razem z jednym bagażem nadawanym zapłaciliśmy niecałe 500zł i to w dwie strony. Prawie tyle samo, bo jakieś 400zł, kosztuje podróż do Krakowa pendolino i to tylko wtedy, gdy trafi się na najtańsze bilety. To pokazuje, że warto polować na okazje, a jak już się pojawią szybko je łapać.
Po trzech latach znowu odwiedziliśmy Anglię, tym razem trochę inaczej odkrywaliśmy ten kraj, bo w powiększonym składzie.
Na pierwszy rzut zwiedzania poszedł taki nasz angielski Sopot – Blackpool, nadmorski kurort, jak dla mnie zupełnie inny niż nasz trójmiejski. Jakbym miała opisać go tylko w kilku słowach, to powiedziałabym, że to miasto gier i kolejki górskiej. To właśnie w Blackpool znajduje się jeden z największych parków rozrywki, stwierdziliśmy, że gdy Pola będzie większa to na pewno zajrzymy w to miejsce. Poza tym to takie małe miasto hazardu, w którym można próbować swoich sił w zdobyciu nagrody, przy okazji tracąc niemałe pieniądze. Codzienne odpływy i przypływy to super zjawisko, które z przyjemnością ogląda się przy ładnej pogodzie.
Na naszej mapie pojawiło się również Blackburn z jego katedrą oraz chińska knajpką, w której płaci się raz, a je do bólu. Można nakładać tyle jedzenia ile się chce, pod warunkiem, że talerze zostaną w całości opróżnione.
Accrington leży również pomiędzy miastem Manchester a Liverpool. W tym drugim kilka razy lądowałam, gdy odwiedzałam Anglię w przeszłości, ale jak do tej pory nigdy nie widziałam tego miasta z innej strony. Z kolei w Manchesterze wiele osób odwiedza piłkarski stadion. Nas tym razem wywiało do Trafford Centre – można by powiedzieć, że niby zwykłe centrum, ale swym ogromem może przytłaczać.
Pod koniec naszej wycieczki zobaczyliśmy jeszcze klimatyczne miasteczko Clitheroe z cudownym małym zamkiem, położone niedaleko Pendle Hill – miejsca słynącego niegdyś z sabatów czarownic. A także skosztowaliśmy angielskiego śniadania – już kilka razy byliśmy w Anglii, ale dopiero teraz nam się to udało.
To było bardzo intensywne 6 dni. Oprócz Londynu, z całą pewnością mogę również polecić tą północną część Anglii.
A samo Accrington to dobra baza wypadowa na zwiedzanie okolicznych zabytków i innych ciekawych miejsc.
Dagmara Lis
Posted at 18:42h, 13 czerwiecSuper wycieczka! Kocham zwiedzanie i ze względu na moja Miłość do 3miasta, chyba najbardziej pociaga mnie Blackpool ze swoim nadmorskim klimatem. Fajnie byłoby się tam wybrać ktoregoś pięknego dnia, mimo że też boję się latać samolotami:)
Pozdrawiam!